Naukowiec podświadomie, niemal niechcący, upraszcza problem rozumienia Przyrody przez zaniedbywanie bądź wycinanie z konstruowanego obrazu samego siebie, swojej własnej osobowości, podmiotu poznania. Nie zauważając tego, myśliciel redukuje się do roli obserwatora zewnętrznego. Bardzo ułatwia to sprawę. Pozostawia jednak luki, ogromne wyłomy, prowadzi do paradoksów i antynomii, gdy tylko, nie będąc świadomy tej wstępnej rezygnacji, ktoś próbuje odnaleźć siebie w obrazie lub umieścić w nim z powrotem siebie, swoje własne myślenie.
Ten doniosły krok – wycięcie samego siebie, zredukowanie się do pozycji obserwatora, który nie ma nic wspólnego z całym przedstawieniem – otrzymał inne nazwy, tak że wydaje się zupełnie nieszkodliwy, naturalny, nieunikniony. Mógłby być nazwany po prostu obiektywizacją, patrzeniem na świat jako na przedmiot. W chwili, gdy to robimy, faktycznie wykreślamy siebie.
Lecz taki obraz naukowy realnego świata wokół mnie jest zdecydowanie niekompletny. Daje on mnóstwo informacji o faktach, umieszcza całe nasze doświadczenie we wspaniale spójnym porządku, lecz milczy o wszystkim bez wyjątku, co jest rzeczywiście bliskie naszemu sercu, co nas naprawdę obchodzi. Nie może nam niczego powiedzieć o czerwonym i niebieskim, gorzkim i słodkim, fizycznym bólu i fizycznej przyjemności; nie wie nic o pięknym i brzydkim, dobrym i złym, Bogu i wieczności. Nauka czasami próbuje odpowiadać na pytania z tych dziedzin, lecz odpowiedzi często są tak głupie, że nie jesteśmy skłonni brać ich poważnie.
Erwin Schrödinger