Przedstawiam fragment przemowy do książki Jana Mariana Taratajcio „Łańcuch życia”. Robię to za zgodą autora, przy czym jestem też upoważniony do darmowego udostępnienia kopii tej książki w wersji elektronicznej.
Z uwagi na duże obciążenie serwera tego bloga, nie umieszczam książki na razie w postaci do ściągnięcia (wielkość ok. 12MB). Mogę ją jednak przesłać osobom zainteresownym drogą mailową, tylko proszę do mnie napisać maila na adres monitorpolski@yahoo.com z nagłówkiem „KSIĄŻKA”.
Przedmowa
Książkę tą poświęcam wszystkim tym, którym medycyna konwencjonalna odebrała ostatnią nadzieję życia, oraz tym, którzy uwierzyli, że ich droga już się kończy. Ja już wiem, że można otrzymać drugą szansę i rozpocząć życie od nowa. Tylko trzeba tego chcieć. Można to zrobić, jeśli uwierzycie w to, co dowiecie się z tekstu tej książki. Matka natura nie stworzyła chorób stworzyliśmy je sami, ale przewidziała, że jej dzieci, jakimi jesteśmy, mogą zabłądzić, więc dała nam szansę na naprawienie błędów i, jak wierzymy własnej matce, która nas urodziła, możemy zawierzyć matce naturze, gdyż ona nas kocha miłością bezwarunkową i jak każda matka dba o nas bez względu na to, jacy jesteśmy. Ujawniając ukryte przed ludźmi fakty nie myślę o czerpaniu zysków, gdyż mogłem to ukryć, jednak dla mnie największą wartością, jaką posiadamy, my ludzie, jest ludzkie życie, a nie chciwość i żądza władzy. Życie i zdrowie ludzi nie może być towarem, który napędza systemy gospodarcze świata. Życie nie ma ceny, a my ludzie jesteśmy jednym z ogniw ogromnego organizmu, z którym jesteśmy nierozerwalnie połączeni. Tylko o tym zapomnieliśmy i się zagubiliśmy. Myślę, że nadszedł czas przypomnieć sobie, kim jesteśmy, po co tu przybyliśmy i dokąd zmierzamy. Stworzyliśmy potwora, który wysysa nasze siły życiowe, ale nasza świadomość nie pozwala nam go zauważyć. Lecz kiedy zrzucimy okowy założone na naszą świadomość możemy ujrzeć świat z innej perspektywy. Może ujrzymy prawdziwą śmiertelną chorobę, której staliśmy się częścią i ofiarą. Ujrzymy świat bez wojen, bólu i śmierci. To wszystko zależy od nas samych. Pamiętajmy, że strach jest naszym największym wrogiem, a wolność i miłość naszym przeznaczeniem. Kiedy to zrozumiemy droga do domu stanie nam otworem.
Bo jak rzekł Jezus „Nie ten jest zdobywcą co zdobywa miasta, lecz ten co pokona sam siebie”. Jedynym sposobem uwolnienia się spod jarzma niewoli, jest zmiana naszej świadomości i usunięcia z niej iluzji, jaką nam stworzono w celu zdobycia władzy i bogactw przez elitę na szczytach. Odcinając od życiodajnych źródeł potwora, który opanował nasz umysł i ciało pozbawimy go siły i możliwości kontroli naszego umysłu, także grupy sługusów, którzy skrzętnie mu służą. Nic ma znaczenia, czy robią to świadomie, czy nie. Prawo „przyczyny i skutku” niczego nie zapomina i kiedyś upomni się o spłatę zaciągniętego długu, gdyż zawsze dąży do równowagi. Jeżeli nawet kilka osób, a w tym być może przedstawicieli medycyny konwencjonalnej, którzy złożyli przysięgę Hipokratesa po zapoznaniu się z treścią tej książki zmieni swoją świadomość i zauważy zagrożenie i iluzję w której są trzymani. Będą musieli rozważyć komu mają służyć i za jaką cenę, a ich sumienie stanie się ich stróżem. Wtedy będę mógł powiedzieć, że książka ta osiągnęła swój cel.
Książkę tę nie można potraktować fragmentarycznie, lecz należy poznać całość jej treści aby zrozumieć prostotę i jej logikę. Ja, chłop z prowincji, bez tytułu „prof.”, „dok”, „inż.” nieraz „główkowałem” dlaczego te „mundre ludziska” z tytułami, uzbrojone w mikroskopy elektronowe, powiększające obrazy miliony razy, gdzie widać atomy na „golasa”, oraz oscylatory i wiele innych wymyślnych urządzeń, nie mogą znaleźć przyczyny powstawania choroby nowotworowej. Czując swój obywatelski obowiązek, postanowiłem wspomóc te, zapracowane i zabiegane w swoich laboratoriach, ludziska, poświęcając kilka dni na przejrzenie czasopism i książek. Niewiele brakowało, a już w pierwszym dniu udławiłbym się własną śliną, gdy wziąłem do ręki ten anarchistyczny, „kłamliwy” i „obrzydliwy” dwumiesięcznik NEXUS, w którym te „wstrętne anarchisty” wydrukowali artykuł pt. „Zagrożenia ze strony konwencjonalnych terapii antyrakowych”. Pany „anarchisty”! Jak możecie drukować takie bzdury — czy nie wiecie co robicie! Jak by to wyglądało, gdyby ludzie z tytułami: „prof.”, „doc”, „inż.” musieli pracować na budowach lub sprzątać ulice. No ale tym co sobie poczytałem chciałbym się podzielić z resztą „chłopów” nie obeznanych z arkanami sztuki medycznej, może coś „zajarzą”.
Czytając kilka wydawanych w Polsce czasopism związanych z ezotyryką i parapsychologią a w szczególności dwumiesięcznik NEXUS, który jest moim ulubionym czasopismem natknąłem się na informację o metodzie leczenia chorób przez znanego biologa, panią Huldy Regehr Clark oraz jej instytut. To zainspirowało mnie do zdobycia dalszych inlbrmacji o tej metodzie. Po kilku miesiącach znalazłem książkę wydaną przez wydawnictwo „PURANA” pod tytułem „Kuracja życia” opracowaną przez instytut pani Huldy Regehr Clark, w której zawarte są metody leczenia chorób oraz schemat budowy aparatu „Zapper”. Po zapoznaniu się z treścią książki postanowiłem wraz ze znajomym elektronikiem zbudować aparat, którego schemat znajduje się w książce. Jest to stosunkowo prosty generator wykorzystujący rezonans i zasilany prądem stałym od 5 do 12 V, a co za tym idzie bezpieczny dla zdrowia ludzkiego, gdyż nie wymaga zezwoleń na dopuszczenie do użytkowania. Po dostrojeniu na oscyloskopie i dopasowaniu parametrów zgodnych z podanymi w książce, aparat był gotowy do użycia.
Jak ukazała i udowodniła Dr Huldy Regehr Clark każda żywa istota posiada swoją indywidualną częstotliwość. Wykorzystując zjawisko rezonansu, można wprowadzić każdy żyjący organizm na naszej planecie w wibrację, co spowoduje uśmiercenie każdego żywego organizmu. Dla zrozumienia tego efektu należy przypomnieć historię zawalenia się mostu we Francji pod wpływem kroku marszowego przechodzącego przez ten most wojska, drżących naczyń lub szyb w oknach podczas przejeżdżającego obok np. pociągu. Prototyp Zappera, który nazwałem „nunczako” ze względu na kształt budowy. Całą elektronikę i zasilanie umieściliśmy we wnętrzu jednej z miedzianych elektrod, które zostały zaślepione korkami z polimeru, a obydwie zostały połączone cienkim przewodem. Posiadając aparat „Zapper” przystąpiłem do prób na sobie aby sprawdzić co się będzie działo z moim organizmem. Podczas 4—o tygodniowych prób nic się nie wydarzyło, jedyną zauważalną zmianą było szybsze zasypianie już po kilku minutach. Po zakończeniu prób na sobie, osobą która podjęła się dalszych prób była matka elektronika, który ze mną współpracował, cierpiąca od wielu lat na częste migreny i bóle głowy. Już po około godzinie od zakończenia cyklu pani ta nagle zasłabła, co spowodowało panikę i chęć wezwania pogotowia ratunkowego. Po około 20-u minutach stan zdrowia tej pani zaczął się poprawiać i pomału wrócił do normy. Było to skutkiem, o czym wspominała Dr Clarc w swojej książce, wstrząsu wywołanego nagłym uwolnieniem się organizmu od wszelkich pasożytujących na organizmie pleśni, bakterii i grzybów, które zostały zabite prądem wytworzonym przez generator „Zapper”. Można to porównać do wstrząsu jaki wywołuje nadmiar tlenu u osoby, która nie kąpała się przez wiele lat i nagle otrzymała dużą dawkę tlenu przez zatkane do tej pory brudem pory skórne. Po pokonaniu strachu związanego ze wstrząsem pani ta odważyła się używać nadal „Zappera” i już po dwóch tygodniach zaczęły ustępować ból głowy i migreny, do dnia dzisiejszego nie mam informacji o pogorszeniu się jej stanu zdrowia.
Zachęciło mnie to do zrobienia kilku następnych „Zapperów” i rozdanie następnym znajomym osobom, w celu sprawdzenia efektów jego działania, gdyż koszt budowy wyniósł niecałe 60 zł. Efekty działania tego aparatu były dla mnie często zaskakujące, obejmowały one stany lękowe i schizofirenię poprzez grypę, trądzik, a co najważniejsze po 6-cio miesięcznej terapii dwa razy dziennie zginął guz wielkości śliwki z czoła 83-j kobiety. Wszelkie tego typu informacje potwierdzają skuteczność działania aparatu „ Zapper”, oraz metody Dr Huldy Clark.
Zdobywając coraz więcej informacji na temat prądu i elektryczności zacząłem zastanawiać się jak i czym są guzy nowotworowe oraz co powoduje ich powstanie. Pomimo że metoda Dr Huldy Clark jest dobrą i efektywną metodą leczenia różnych chorób oraz ich zapobiegania, to jak każda metoda posiada także i kilka słabszych punktów. Po pierwsze nie wyjaśnia do końca w jaki sposób powstaje guz nowotworowy. Po drugie prąd elektryczny płynie zawsze po obwodzie przewodnika nigdy w jego środku co uniemożliwia zniszczenie bakterii, grzybów i pleśni oraz innych pasożytów w miejscach niedostępnych dla prądu, takich jak gałka oczna, czy też przewód pokarmowy, gdzie po użyciu nadal rozmnażają się pasożyty i już po krótkim czasie pojawiają się ponownie.
Nie będę opisywał zasady działania aparatu „Zappera”, gdyż budowa i zasada działania tego aparatu jest w sposób fachowy opisana w książce „Kuracja życia”, niemniej czytelnicy muszą wiedzieć że oprócz tego że aparat zabija pleśnie, grzyby i bakterie, udrażnia przepływy bioenergii w naszych punktach energetycznych. Znając pewne właściwości prądu elektrycznego a w szczególności to, że prąd płynie po powierzchni przewodnika, można się domyśleć że płynąc po powierzchni guza nowotworowego zabija wierzchnie warstwy guza, które złuszczają się a następnie są usuwane z naszego organizmu. Wygląda to mniej więcej tak, jakbyśmy piekąc ziemniaki w ognisku wyjmowali je, obierali ze spieczonej skorupki i od nowa wrzucali do ogniska itd. Im częściej będziemy go stosowali, np. 2 razy dziennie, tym więcej warstw będzie usuniętych przez co guz będzie pomniejszał swoją objętość. Należy jednak pamiętać, że zbyt częste używanie tego aparatu nie jest wskazane, gdyż rozpadające się wierzchnie warstwy guza muszą być usunięte przez naszą wątrobę i nerki, gdyż w przeciwnym wypadku nadmiar uwolnionych toksyn może szkodzić organizmowi. I właśnie nasza wątroba staje się barierą nie do pokonania ze względu na swoją wydolność. Największą trudność sprawiają osoby, które mają uszkodzoną wątrobę przez guza nowotworowego lub leczenie metodami konwencjonalnymi np. chemioterapię lub naświetlanie. Osoby takie mają małe lub praktycznie żadne szanse na przeżycie, gdyż nie mają możliwości usunięcia z organizmu toksyn i odpadów.
Drugim efektem użycia prądu elektrycznego jest elektroliza jaka następuje w naszym organizmie. Podczas elektrolizy z wody zawartej w naszym organizmie wydzielają się cząsteczki tlenu. Większość z czytelników na pewno wie, że tlen jest zabójczy dla drobnoustrojów. Praktycznym zastosowaniem tego zjawiska są oczyszczalnie wody przy hodowli ryb w zamkniętych obiegach, do przepływającej wody dodaje się ozon który zabija wszystkie drobnoustroje, a po przefiltrowaniu woda nadaje się do ponownego napełnienia wanien z rybami. Wykorzystanie tego procesu podczas „ zappowania” wspomaga proces zdrowienia, zabijając dodatkowo w ten sposób drobnoustroje w naszym organizmie.
Zapoznając się z treścią książki „Kuracja życia” muszę przyznać, że jest bardzo fachowo opracowana i przygotowana dla przeciętnego nie mającego większej wiedzy medycznej czytelnika, której treść łatwo sobie przyswoić. Polecam jako domową encyklopedię zdrowia dla każdego. Będąc w Niemczech kupiłem także jej wydanie w języku niemieckim, w której część druga zawiera setki zdjęć rentgenowskich wykonanych podczas kuracji i po jej zakończeniu. Zdjęcia rentgenowskie oraz dokładna dokumentacja potwierdzają skuteczność stosowania metody doktor Huldy Clark, oraz potwierdzają jej nieszkodliwość w stosowaniu. Wykresy i tabele opracowane przez doktor Clark wspomagają zrozumienie treści książki, a także mogą posłużyć do wykorzystania ich w innych celach. Po trzecie preparaty i zioła stosowane w tej terapii nie są obojętne dla organizmu, a jak się już osobiście przekonałem, często są niedostępne na polskim rynku a czasem wręcz nie do kupienia np. czarny orzech, który jest często stosowany w terapiach Dr Huldy Clark. Stwarza to problemy z zastosowaniem niektórych terapii lub są one połowiczne, co nie daje gwarancji całkowitego wyleczenia.
Pomimo tych ograniczeń i utrudnień w zastosowaniu jej metod mogę oddać cześć jej wspaniałemu pomysłowi. Ale jak to bywa w życiu, życie ewoluuje i przyjdą następni, którzy popchną ideę jeszcze dalej. Najtrudniejszym warunkiem powrotu do zdrowia w metodzie Dr Huldy Clark jest usunięcie z naszego otoczenia wszędobylskich toksyn, jest to wprost niemożliwe ze względu na środowisko w jakim żyjemy. Polutanty znajdują się wszędzie i we wszystkim co nas otacza, staliśmy się ich częścią we współczesnym świecie. Kosmetyki, żywność, ubrania, domy, ogrody, powietrze, woda pełne są substancji toksycznych, od których już nie możemy się uwolnić.
Po uzmysłowieniu sobie, że jest to bariera nie do pokonania, zacząłem zastanawiać się nad innymi rozwiązaniami i możliwościami dzięki którym można by było zneutralizować działanie toksyn lub pozbawić je możliwości chorobotwórczych.
Sugerując się powiedzeniem jednego z niemieckich naukowców o rdzy, które mówi że jeżeli rdzę żelaza pozbawimy jednego z czynników które ją tworzy tj. tlenu, żelaza lub pary wodnej to rdza nie powstanie. To powiedzenie było mottem do dalszych moich rozważań. Przypadek sprawił, że chcąc pomóc bliskim mi osobom ciężko chorym, w tym na raka mózgu bez możliwości usunięcia, zacząłem szukać rozwiązania w medycynie niekonwencjonalnej. Przeglądając prasę natrafiłem w gazecie NEXUS nr 1 z 2005 r. Na artykuł „Leczenie raka jonami krzemu” pani Marianny Imiolczyk i Wiesławy Tomczak, mówiących o pracach i odkryciach doktora medycyny Anatola Rybczyńskiego z Poznania. Dowiedziałem się także o preparacie krzemowym o nazwie „ANRYT” rozpuszczającym guzy nowotworowe jak również o krzemowo-energetycznej matrycy organizmu i roli krzemu w matrycy energio-informacji pola organizmu.
Po zapoznaniu się z treścią artykułu zrozumiałem, że mogę otrzymać odpowiedź na dręczące mnie pytanie. Elementem który mógłby usunąć lub ominąć barierę mógł być krzem. Po nawiązaniu kontaktu i spotkaniu się z panią Wiesławą Tomczak z Wrocławia, która jest kontynuatorką metody leczenia jonami krzemu po śmierci doktora Anatola Rybczyńskiego, zdobyłem informacje które pozwoliły mi na zrozumienie w jaki sposób powstają guzy nowotworowe i co je powoduje.
Dzięki temu, że poznałem przyczyną powstawania guzów nowotworowych jaką jest pleśń zwana penicillium, logiczne stało się dla mnie, że pleśń która osadziła się w określonym miejscu wysysa jak gąbka wodę krzem z organizmu tworząc strukturę grzybiczno—białkową, która w niekontrolowany już sposób zaczyna się rozrastać. Rozmnażanie się pleśni i zwiększanie się jej masy powoduje coraz większe wchłanianie krzemu z otoczenia. Jak wszyscy już wiedzą krzem jest pierwiastkiem wykorzystywanym w elektronice, umożliwiającym i niezbędnym w przepływie informacji. W podobny sposób odbywa się to w organizmie. Jeżeli spadnie zawartość krzemu spowoduje to automatycznie utrudnienie przepływu informacji do komórek i blokowanie energoinformacyjnych pól organizmu. Skutkiem uszkodzenia krzemowo—energetycznej matrycy organizmu jest powstawanie wielu chorób i schorzeń takich jak np. choroby nowotworowej, cukrzyca, AIDS, schizofrenia. Białe ciałka krwi zwane leukocytami, które odpowiedzialne są za usuwanie i atakowanie wszystkich obcych elementów i toksyn nie będących częścią naszego organizmu nie reagują na agresora ze względu na otrzymywanie zafałszowanych lub niepełnych informacji. Tkanki nowotworowe, jak odkrył i udowodnił doktor Anatol Rybczyński, są tworami białkowymi przerośniętymi pleśnią penicillium. Leukocyty traktując je jako białka własnego organizmu nie uważają tego typu komórek jako zagrożenia ciała. Nie zwiększa się także ich ilość, gdyż organizm nasz nie widzi zagrożenia i nie ma potrzeby ich wyeliminowania i usunięcia. Powstały guz nowotworowy utrzymywany jest w izolacji nadal się rozwijając i powiększając. Zaczyna żyć jakby własnym życiem czerpiąc substancje pokarmowe z naszego organizmu oraz wchłaniając krzem ze swojej okolicy.
Leukocyty jak udowodnił doktor Anatol Rybczyński tworzą płaszcz ochronny wokół powstałego guza, próbując utrzymać go w izolacji ale zarazem nie atakując. Komórki wewnętrzne płaszcza izolacyjnego pomału ale systematycznie przerastane są grzybnią penicillium i wchłaniają krzem z okolicy tworząc twardą strukturę bialkowo-krzemowo—pleśniową. Coraz większy pobór krzemu zubaża nasz cały organizm w krzem.
Próbując przedstawić to w bardziej zrozumiały sposób dla przeciętnego czytelnika nie związanego z medycyną porównam to do ufortyfikowanego zamku oddzielonego pierścieniem ziemi od oblegających wojsk (strefa ochronna ) a oblężonymi, przez który mogą przechodzić wieśniacy niosąc żywność (składniki pokarmowe) i budulce (krzem). Oblegające wojsko nie reaguje na wędrującą w tą i z powrotem ludność wiejską ale zarazem nie pozwalając na wydostanie się z zamku rycerzy obrońców. Nie reaguje również na porywanych z pasa ochronnego własnych żołnierzy (struktury białkowe), którzy po odpowiednim przeszkoleniu stają się obrońcami twierdzy (tkanka rakotwórcza). Wojska oblegające (leukocyty) są coraz bardziej osłabione i głodne (zmniejszające się zapasy krzemu), gdyż żywność (krzem) z całej okolicy trafia do fortecy, a do tego coraz trudniej o łączność ze sztabem (mózg człowieka, matryca). Skutkiem tego jest coraz większa przestrzeń uzyskiwana przez oblężonych, przestrzeń wokół fortecy i coraz silniejsi jej obrońcy.
Mam nadzieję, że podany przeze mnie przykład przynajmniej częściowo zobrazuje sytuację w naszym organizmie przy powstawaniu guza nowotworowego. Swoją wiedzę i przemyślenia chcę przedstawić w jak najprostszy i zrozumiały sposób, aby dotrzeć do wyobraźni przeciętnego czytelnika. Skoro już wiemy, że przyczyną powstawania guza nowotworowego jest pleśń zwana penicillium, a jest ich 260 odmian to łatwo będzie się jej pozbyć przez jej zniszczenie, ale tak nie jest. Podobnie myślał na początku doktor Rybczyński, gdy zorientował się że przyczyną choroby jest pleśń. Trafił jednak na barierę którą musiał pokonać. Okazało się że wbrew pozorom penicillium, która posiada tyle odmian, ile jest odmian raka, jest niemal niezniszczalna, co pozornie przeczy wszelkim prawom natury życia białka. Próbując zniszczyć grzybka doktor Rybczyński doszedł do wniosku, że grzybek penicillium jest niesłychanie odporny na wszelkie czynniki fizyczne i chemiczne, i że w żaden sposób uśmiercić się go nie da.
W tym momencie chciałbym zacytować fragment notatek z badań jakie pozostawił doktor Rybczyński po swojej śmierci „Grzybka tego zniszczyć mógł dopiero w łuku elektrycznym w temperaturze +4000 C w ciągu 15 min. Wytrzymywał on gotowanie w najbardziej stężonych kwasach, bo w wodzie królewskiej w temperaturze +180 C pod ciśnieniem. Wytrzymywał niską temperaturę skroplonego powietrza zanurzony w nim przez 24 godziny. Wytrzymywał naświetlania bardzo dużymi dawkami promieni Rentgena z bliska, bo z odległości 20 cm przez 3 godziny. Wytrzymywał działanie silnych dawek radu, położonego wprost na rosnącej pleśni przez 24 godziny. Zawsze po zadziałaniu na tego grzybka bardzo szkodliwych bodźców zauważało się znacznie szybszy i bujniejszy jego wzrost. Nie udało się autorowi osłabić najmłodszej wirusowej postaci pleśni Penicillium biologicznie. Zwierzęta doświadczalne owce i króliki zawsze ulegały zakażeniu, nawet gdy przenoszono wielokrotnie surowicę krwi zwierzęcia doświadczalnego z jednego zwierzęcia na drugie co 2 tygodnie. Zorientowawszy się w roku 1954, że surowicy przeciwrakowej wyprodukować się nie da, ponieważ niemożliwe było uzyskać martwy ale chemicznie zdrowy kawałek tkanki grzybka Penicillium, czy antygenu, autor poszukiwał innego leku który leczyłby raka.
Przy doświadczeniach prażenia zarodników pleśni Penicillium za pomocą łuku elektrycznego w temperaturze +4000 C okazało się, że pozostała resztka substancji wypalonej z grzybka była czystym krzemem. Stwierdził on to analizą widmową. Otrzymany w ten sposób krzem rozcierał na proszek i wstrzykiwał w płynie znieczulającym zakażonym zwierzętom oraz ludziom chorym na nowotwory, będącym w stanie beznadziejnym. Poprawiało to zdrowie zwierząt i ludzi. Skłoniło go to do badań nad leczeniem nowotworów za pomocą aktywnego krzemu. Z opisanych doświadczeń doktora Rybczyńskiego w monografii pt. „Nowe poglądy na etiologię choroby raka i choroby AIDS, i zasady przyczynowego ich leczenia” wynika, że komórka nowotworowa nie może być zniszczona przez organizm zwierzęcy, ponieważ składa się ona z połączenia białka z krzemem co stanowi bardzo silny związek chemiczny.
Doktor Rybczyński szukając skutecznej metody eliminacji tej wrogiej struktury białkowo-krzemowej opracował eksperymentalnie homeopatyczny roztwór jonów krzemu, który w podstępny i inteligentny sposób uderza w komponenta krzemowego grzyba, komponent białkowy grzyba jako obca immunologicznie, eliminowana jest przez system odpornościowy zaatakowanego organizmu. Po wprowadzeniu do organizmu w bardzo małych ilościach roztwór jonów krzemu, działa jak katalizator chemiczny, powodując odruchowe niszczenie przez białe ciałka krwi dowolnego żywego organizmu, niszczenie wprowadzonego krzemu, jak też i krzemu znajdującego się w komórkach nowotworowych. Pozbawione tego pierwiastka komórki nowotworowe są niszczone przez siły obronne chorego organizmu. Wygląda to tak jakby pozbawić konstrukcji żelbetonowej betonu okrywającego stalową konstrukcję i umożliwić warunkom zewnętrznym (rdzy) na jej zniszczenie. Opracowany i wyprodukowany przez doktora Anatola Rybczyńskiego preparat o nazwie „ANRYT” jest jedynym preparatem, który drogą pośrednią po zażyciu przez chorego niszczy tkankę rakową. Jest on bowiem substancją czynną krzemu rozcieńczoną wodą destylowaną o stężeniu 100.000.000 (sto milionów!). Jak się państwo domyślacie rozcieńczenie w takim stopniu jonów krzemu, jak wynika też z literatury jaką na ten temat przeczytałam, byłoby trudne do wykrycia określonego pierwiastka, nawet dla dobrze wyposażonego laboratorium chemicznego.
c.d.n.