Poniższy list otrzymałem e-mailem w formacie pdf (link). Moim zdaniem jest zbyt łagodny, bowiem fakty, o których mowa w liście w kontekście do tego co promuje prof. dr hab. inż. Ryszard Tadeusiewicz (link*), aż proszą o demonstrację pod miejscem pracy profesora, czyli Akademią Górniczo – Hutniczą w Krakowie. Można mieć bowiem wrażenie, że profesorowi zależy na truciu społeczeństwa fluorem, chlorem i innymi związkami chemicznymi niekoniecznie korzystnymi dla zdrowia.
Jako badacz konspiracji masońskiej jestem zaniepokojony takimi publikacjami, gdyż być może są konsekwencją ukrytej fluoryzacji wody, o której to w internecie krążą jedynie plotki (jak tu: link) – tak naprawdę nie wiemy kto i co dodaje do naszej „kranówy”. Media i tzw. ośrodki badawcze przewrotnie i fałszywie promują fluor jako „chroniący zęby” (jak tu: link), nie podając jednocześnie jakie są inne skutki jego spożycia. (zob. link1 link2). Czyżbyśmy mieli kolejną po psychuszkach kontynuację metod stalinowskich i nazistowskich zniewolenia społeczeństwa?
Oczywiście nie wszędzie woda z kranu musi być szkodliwa, sądzę, że na razie nie jest to jeszcze wielki problem, ale w każdej chwili może nim się stać. Bardzo niepokojące są doniesienia na temat przejęcia polskich sieci wodociągowych przez firmy izraelskie (link1 link2). Co do intencji syjonistycznych żydów nie mam wątpliwości – chcą przejąć nasz kraj i nawet z tym się już nie kryją. Pytanie co chcą zrobić z miejscową ludnością – wsadzić w getta jak Palestyńczyków, wcześniej ogłupiając ją fluoryzowaną wodą, żywnością z aspartamem i osłabiając dzieci szczepionkami?
Szanowny Pan
Prof. dr hab. inż. Ryszard Tadeusiewicz
Akademia Górniczo-Hutnicza
im. Stanisława Staszica
w Krakowie
List otwarty
Szanowny Panie Profesorze!
Jako admirator dorobku naukowego Pana Profesora, zwłaszcza w dziedzinie biocybernetyki oraz inżynierii biomedycznej, z ogromnym zaciekawieniem przystąpiłem do lektury Pańskiego dzieła pt. „Pijmy w lecie kranówę. Na ochłodę i na ,zdrowie!„, zamieszczonego w dzienniku „Polska – Gazeta Krakowska” 8 lipca 2015 r. Moje zainteresowanie było tym większe, że sam ukończyłem swego czasu studium podyplomowe na AGH, na wydziale Geodezji Górniczej w specjalności ochrony środowiska w uzdrowiskach.
Będąc przekonanym, iż mam do czynienia z felietonem naukowym, sądziłem, iż uzasadni Pan postawioną w tytule tezę wynikami jakichś rzetelnych badań. Niestety, w trakcie lektury doznałem niemiłych zaskoczeń.
Jako czytelnika zdziwiło mnie, że mam do czynienia z felietonem popularnym, a więc gatunkiem dziennikarskim sposobnym raczej umysłom lżejszego gatunku niż profesorskie. Jako obywatelowi zrobiło mi się przykro, gdyż źle się dzieje w państwie polskim, jeśli luminarz nauki tego formatu musi dorabiać sobie publikacjami o wszystkim, czyli o niczym. Jako prezes zarządu Krajowej Izby Gospodarczej „Przemysł Rozlewniczy” nie mogę wyjść ze zdumienia, że Pan Profesor recytuje bezrefleksyjnie bałamutną zawartość niezliczonych druków reklamowych polskiej branży wodociągowej, nadając im wiarygodność swoim naukowym tytułem oraz prestiżem Akademii Górniczo-Hutniczej.
Jako człowiek pióra, mający na swym koncie wiele publikacji na ten temat, m.in. w tejże „Gazecie Krakowskiej”, zadaję sobie pytanie dlaczego, oceniając negatywnie wody butelkowane i wychwalając pod niebiosa wody wodociągowe, nie zachował Pan zasady dziennikarskiej kontrordynaryjności, czyli obowiązku wysłuchania stron — w tym przypadku producentów obu rodzajów wód. Najbardziej jednakże zszokowany jestem jako ekspert Polskiego Towarzystwa Magnezologicznego im. prof. Juliana Aleksandrowicza, profesjonalnie zajmujący się, od dziesiątków lat, wodami służącymi do konsumpcji. Moje osłupienie bierze się z refleksji, jak skromna jest Pańska wiedza na temat, na który Pan wypowiada się -rzekomo autorytatywnie.
Ze względu na szacunek do Pańskiej osoby, jestem zmuszony wyrazić przypuszczenie, że ktoś zmanipulował Pana Profesora, podając nieprawdziwe informacje i w konsekwencji wykorzystując Pańską osobę do celów marketingowych.
Pisze Pan m.in.: „Badania laboratoryjne a także oceny smakoszy dowodzę, że zwykła kranówa zasługuje czasami na lepszą ocenę niż woda w butelkach sprzedawana pod atrakcyjnymi nazwami”. Wszystko w tym zdaniu jest nieprawdą. Proszę zadać sobie pytanie, dlaczego żadnemu z prezesów firm wodociągowych w kraju nie przyszło nigdy do głowy, by spróbować uzyskać dla swojej wody certyfikat naturalnej wody mineralnej, źródlanej lub stołowej. Otóż – nie jest to możliwe.
Z jakiego powodu? Przytoczę fragmenty oficjalnego stanowiska najważniejszego najważniejszej w tym względzie instytucji w kraju — Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego — Państwowego Zakładu Higieny: „Woda butelkowana może być uznana jako przydatna do rozlewu tylko, jeśli pochodzi z zasobów podziemnych izolowanych geologicznie (utworami słabo przepuszczalnymi) od środowiska zewnętrznego i jest pierwotnie czysta pod względem chemicznym i mikrobiologicznym. Nie wymaga więc uzdatniania i nie może być poddawana żadnym procesom zmieniającym jej naturalny skład mineralny. Jest to woda o zachowanym naturalnym składzie mineralnym nie tylko bezpieczna, ale korzystnie wpływająca na zdrowie. /../.”
I jeszcze jeden wniosek z tego dokumentu:
„Stwierdzenie, że „w wielu miejscach w Polsce woda w kranie ma bardzo dobrą jakość, jest bogata w składniki mineralne i bez problemu można ją pić prosto z kranu” nie uwzględnia rzeczywistego stanu wody w punkcie jej odbioru przez konsumentów.
W większości przypadków woda wodociągowa (pochodząca z różnych ujęć, również wód powierzchniowych) uzyskuje takę jakość dopiero po uzdatnieniu z użyciem wielu różnych procedur (są to: filtracja, koagulacja, flokulacja, chlorowanie, ozonowanie, promieniowanie UV, mikrofiltracja, demineralizacja). Stosowanie tych metod (poza dezynfekcją z użyciem UV) skutkuje pozostawieniem w wodzie uzdatnionej resztkowych ilości użytych chemikaliów (chlor, ozon) i/lub powstawaniem związków pochodnych (THM, bromiany, chlorany, chloryny) wymagających limitowania ze względu na bezpieczeństwo zdrowotne. Demineralizacja, czy też mikrofiltracja powodują usunięcie nie tylko składników niepożądanych, ale również zmianę naturalnego składu mineralnego wody, w tym także składników pożądanych ze względów zdrowotnych (np. Ca, Mg).”
Mówiąc krótko — wody butelkowane są najwyższej jakości produktem naturalnym, posiadającym udowodnione badaniami walory profilaktyczno-zdrowotne.
Wody wodociągowe natomiast to produkt sztucznie przetworzony — z czego? Proponuję, żeby Pan Profesor zapoznał się z klasyfikacją „czystości” rzek, z których miejskie wodociągi w Krakowie lub gdziekolwiek indziej w Polsce pobierają wodę do stacji uzdatniania, a następnie porównał uzyskane przez siebie dane z definicją ścieków. To zestawienie powie Panu wszystko. No, prawie wszystko, trzeba bowiem jeszcze wiedzieć, że przepisy nakładają na firmy wodociągowe obowiązek badania w wodzie jedynie kilkudziesięciu związków chemicznych, zaś tysiącami innych nikt się nie zajmuje. Szkoda też, że ktoś, kto objaśniał Panu etapy „uzdatniania” wody, nie wyjawił przy okazji, iż żaden z tych zabiegów nie usuwa z wody chemii. Wg szacunków Stowarzyszenia Czysta Woda z Wrocławia, z którym współpracuje profesura znająca się na wodach, statystyczny Polak wypija rocznie, wraz z wodą kranową, około 3 kg substancji chemicznych, będących skutkiem wszechstronnej działalności człowieka. W tej sytuacji mineralizacja wody wodociągowej, którą Pan epatuje czytelników, bodaj i najwyższa, najzwyczajniej nie ma szans przysłużenia się zdrowiu.
Nawiązując do Pańskiego żartu z wyskakującą z kranu żabą, powiedzieć należy, iż dobrze byłoby, gdyby czasem wyskoczyła, gdyż przeżywając w płynącej rurociągami substancji dawałaby dowód, iż „kranówka” jest bezpieczna. Tymczasem, z prowadzonego przez nas monitoringu mediów wynika, iż w Polsce prawie co tydzień zdarzają się przypadki serwowania z kranów wody tak zanieczyszczonej, że nie nadającej się do spożycia.
Wracając do rzekomo pozytywnych dla wody z kranu „ocen smakoszy” przytoczę kilka zdań, które wypowiedział w wywiadzie dla kwartalnika „Źródło” czołowy smakosz, Piotr Kamecki, prezes Stowarzyszenia Sommelierów Polskich: „- Woda towarzysząca posiłkom musi być dopasowana do dania i rodzaju wina, które serwujemy. Liczy się jej smak, mineralizacja i estetyka podania. Naturalne jest też, że gotując dla ważnych dla nas osób, czyli rodziny, przyjaciół albo dla klientów restauracji, dbamy o wszelkie walory podawanego dania — najlepsze składniki, odpowiednie przyprawy i wygląd. Nie wyobrażam sobie, aby do posiłku pić wodę, która zawiera chlor i pozostałości środków chemicznych pochodzących z dezynfekcji.”
Szanowny Panie Profesorze!
Gdyby Pan ponownie zechciał wypowiadać się publicznie na temat wód wszelkiego rodzaju, służę konsultacją. Będzie to, z całą pewnością, z pożytkiem dla Pańskiego autorytetu, a nade wszystko dla konsumentów, którymi jesteśmy wszyscy. Miałem zaszczyt współpracować z Pana poprzednikiem, byłym rektorem Akademii prof. dr. hab. Antonim Kleczkowskim, z którym propagowaliśmy wspólnie wartości naturalnych wód mineralnych i źródlanych i zachęcam Pana profesora do kontynuowania tej tradycji.
Pozostaję z niezmiennym szacunkiem
Tadeusz Wojtaszek (podpis)
=================================================
* skan artykułu z Gazety Krakowskiej został zamieszczony w celach edukacyjnych, jest też istotny dla zrozumienia treści listu